ŁADOWANIE

Wpisz aby wyszukać

Najnowsze Podziemny świat Tajemnice

Spiskowcy z obozu Włodarz (Wolfsberg)

Podziel się

Spiskowcy w obozie AL Wolfsberg?

Do redaktora Dariusza Króla z Telewizji Polskiej Program II w Warszawie, dnia 15 grudnia 1985 roku, pisze list Czesław z Bytomia. List składa się z czterech stron zapisanych na maszynie. Zawiera wiele błędów ortograficznych oraz innych lapsusów. Celowo większości nie poprawiałem.

Jednak warto dokładnie przeczytać to co napisał Czesław. Informacje, które przekazuje są bardzo istotne oraz w większości pokrywają się z tym co zeznają inni więźniowie i pracownicy przymusowi.

Potwierdzają one istnienie kilku poziomów sztolni w kompleksie Włodarza.

Jest w tym liście jeszcze wiele innych ciekawostek. O których poniżej.

Fot 1. List Czesława do TVP
Fot 1. List Czesława do TVP

“Przed chwila oglądałem program II Telewizji Polskiej o godzinie 15:15 pt. „Tajemnice gór Sowich”. Był dla mnie ogromnym przeżyciem. Cały jestem roztrzęsiony. JA TAM BYŁEM! Byłem więźniem fili obozu Gross-Rosen w Wüstewaltersdorf, tuż obok był Hausdorf, a nieco dalej Wüstigiersdorf. W samym Wüstewartelsdorfie były dwa podobozy Gross-Rosen. W Hausdorfie widziałem jeden., w Wüstegiersdorfie również jeden. No, i całe mnóstwo obozów Organisation Todt.”

Czesław

Tajemnice Gór Sowich.

Program ten możemy obejrzeć dziś.

Co pisze dalej Czesław?

“Jako jeden z więźniów nie miałem możliwości swobodnego poruszania się po terenie i rozeznania, w ogromie robót jakie przeprowadzano na stokach gór położonych naprzeciwko pasma z Hohe Eule. Lagerfuhreurem był o ile sobie przypominam niezbyt wysoki, korpulentny oficer SS, którego nazwiska już nie pamiętam, który znany był z tego, że jeździł na terenie budowy wierzchem na koniu i z małokalibrowego karabinka strzelał śrutem do tych więźniów, którzy na uboczu załatwiali swoje osobiste potrzeby. Czasami wpadał z koniem na idące do pracy, względnie wracające z pracy, kolumny więźniów. Z twarzy nie schodziło mu rozbawienie. Dobroduszny, lekko kpiący uśmiech nie schodził z jego twarzy. Takim go zapamiętałem.”

Czesław
Fot 2. Amon Göth na koniu
Fot 2. Amon Göth na koniu
Fot 3. Amon Göth z karabinkiem
Fot 3. Amon Göth z karabinkiem

Na zdjęciach powyżej:

Amon Göth pochodził z Austrii i był zagorzałym nazistą. Göth czerpał sadystyczną przyjemność z zabijania. Często stawał w oknie lub na balkonie willi z karabinem w dłoniach i strzelał do więźniów pracujących w obozie Płaszów.

Czy nieznany z nazwiska Lagerfuhrer obozu Wolsberg, miał takie same skłonności i zainteresowania. Tamten zabijał dla zabawy. Ten się tylko bawił, czerpiąc radość ze strachu i bólu więźniów.

“Byłem w grupie Hauptcapo Weissa Wilhelma. Moim capo był mały drobny staruszek , kiedyś Dyrektor Banku Węgierskiego w Budapeszcie. Hauptcapo W. Weiss, był też Węgrem pochodzenia żydowskiego. Żoną Weissa była Wiedenka, która przebywała na wolności i przez Tuppenfuhrera OT narodowości słowackiej, skrycie udzielała swojemu mężowi pomoc. Nasz odcinek robót prowadzili dwaj inżynierowie firmy Ackermann z Drezna, inż. Schweitzer i inż. Baumfick (pisownię tych nazwisk mogłem przekręcić). Schweitzer Pod koniec 1944 roku, ta firma budowlana połączyła się z dwoma innymi, wykonującymi tam roboty, a mianowicie z firmami Butzer i Ghisleri (włoska) niespecjalizująca się robotami górniczymi, która dostarczała na budowę wysoko kwalifikowaną kadrę górników składającą się z jeńców wojsk Badolgio. Firmy te utworzyły Arbeitsgemeintschaft Butzer-Ackerman Ghisleri, której szefem na terenie budowy został Hauttgruppenfuhrer Krüger, przedtem Hauptbuhalter f-my Ackerman w Dreźnie. Inspektorem nadzoru był Truppenfuhrer , albo Obertruppenfuhrer May, rodem z Berlina, który musił być ważną osobistością, bo chadzał w towarzystwie oficerów SS Geheim Feld Polizei, był postrachem i i gromił wyższych od siebie rangą funkcjonariuszy OT. Więźniami fili kz, w której przebywałem, byli w większości żydzi z Grecji i Węgier. Pod koniec 1944 roku była wśród nas garstka i powstańców warszawskich i Warszawiaków ewakuowanych po powstaniu, którzy przysięgali, że w powstaniu nie brali żadnego udziału. Małe grupy były Żydów z Polski i Zw. Radzieckiego, przeważnie przerzuconych z Oświęcimia i Gross-Rosen za karę. Tak mówili. Porównując z literatury i opowiadań znajomych b. więźniów Oświęcimia, bardziej rozbudowana była w naszej fili kz hierarchia funkcjonariuszy obozowych. Tam byli tylko capo. U nas capo, to była najniższa funkcja. Potem był obercapo, hauptcapo, blockschreiber, blockelteste, lagrschreiber, lagereltestevertrieter, i sam ”bóg” Lagerelteste.”

Czesław

Capo – dziadek bankier.

Fot 4. Weiss Fulop
Fot 4. Weiss Fulop

Znalazłem:

Fülöpa Weiss ( urodzonego w Peszcie, 31 grudnia 1859 –  a zmarłego w Zurychu, 28 marca 1942): bankiera, biznesmena. Ukończył studia handlowe w Dreźnie. W 1882 roku trafił do Banku Magyar Kereskedelmi w Peszcie. W 1911 został dyrektorem generalnym, a od 1921 do 1938 był prezesem banku. Rozwinoł znaczącą działalność finansową na Bałkanach. Zajmował najwyższe kierownictwo spółek przemysłowych i handlowych banku. Po I wojnie światowej był szczególnie aktywny w rozwoju przemysłu tekstylnego i zakładaniu firm tekstylnych. Magyar Textilgyárosok Orsz. Prezes stowarzyszenia Gyáriparosok Orsz. Był członkiem komitetu wykonawczego swojego stowarzyszenia (GYOSZ), głównym doradcą Banku Magyar Nemzeti, a od 1927 mianowanym członkiem izby wyższej.

Co ciekawe był on także jednym z czołowych kolekcjonerów dzieł sztuki. Na zdjęciu powyżej stoi po lewej stronie na jednej z aukcji. Jak pisze Czesław – mały drobny staruszek. Uważam, że jak najbardziej pasuje.

Zmarł 28 marca 1942 roku w Zurichu. Pochowany w Budapeszcie.

Skąd zatem mógł się znaleźć w obozie na Włodarzu w roku 1944? Z drugiej strony, czy pan Czesław mógł wymyślić cała ta historię ze szczegółami – wątpię.Kogo pochowano w Budapeszcie lub kto legendował się jako Weiss z Budapesztu pod zmienionym imieniem?

Fot 5. Klepsydra Weiss Fulop
Fot 5. Klepsydra Weiss Fulop

“Hauptcapo Wilhelm Weiss był moim przyjacielem. Dużo mi pomógł. Zresztą ja jemu również. Z jego opowiadania: Na węgierskiej Puszcie miłą tak ogromne majątki, że z największej wieży nie ograniczyłoby się ich końca. Młyny, cukrownie, różne fabryki-już zapomniałem, co tam jeszcze być mogło. Chyba nie kłamał, bo potwierdzał to inny jego przyjaciel, już wymieniony dyrektor banku. Jego ojciec był przechrztą, ale jego dziadkowi zachciało się obrzezać wnuka. Był majorem wojsk węgierskich walczących na froncie wschodnim. Tam został ciężko ranny i umieszczano go w szpitalu – Krieglazaret dla niemieckich oficerów. W tym szpitalu wydało się, że jest obrzezany. No i dostał się różnymi etapami do obozu w Wustewaltersdorf”

Czesław

I teraz najciekawszy wątek listu Czesława.

“Za pośrednictwem inż. Baumficka i inż. Schweitzera oraz oficera SS GFP (nazwiska nie pamiętam), starał się nawiązać kontakt z samym Himlerem, któremu miał zaproponować wymianę więźniów żydowskich kz, za benzynę, samochody i coś tam jeszcze. Dyskutowaliśmy na ten temat. Starałem mu się ten wariacki pomysł wybić z głowy. Ale Wilhelm był fantastą większym ode mnie. Między nami była ta różnica, że ja tylko marzyłem, a on starał się wcielać swoje plany w czyn. Do grupy „spiskowców”, jeżeli ich tak można nazwać dołączyli się, ze strony więźniów, wymieniony już dyrektor banku (miał powiązania z bankami szwajcarskimi, był właścicielem wielu akcji banków zagranicznych), jakiś profesor, ponoć wielki uczony i sława międzynarodową, a ze strony Niemców, już wymienieni, insp. nadzoru May, i sam szef całej rozległej budowy, mający swą siedzibę w Charlottenbrunn koło Wałbrzycha, Oberregierungsbaurat Mayer. Był to szalony pomysł i zapewne potraktuje się jako moją fantazję. Ale więźniowie obozu przestali być ludźmi normalnymi. Wszyscy byli chorzy psychicznie i fizycznie. Dla mnie skończyło się złamaniem kręgosłupa, nieodwracalnym kalectwem, gruźlicą i pylicą płuc – inni oszaleli. Nie było logiki w planach Weissa, mimo że zapewniał, iż ma przyjaciół w kręgach gospodarczych i politycznych na zachodzie. Himler nie wypuściłby więźniów, bo staliby się dowodami zbrodni ludobójstwa Żydów, jeszcze przed zakończeniem wojny, a alianci nie dozbrajaliby swoich przeciwników – wrogów wojennych. Czy nawiązali kontakt z samym Himlerem, tego nie wiem, bo nie tylko spiskowcy więźniowie, między innymi Waiss zniknęli z obozu, ale również nie widziałem już ani razu inż. Bauficka i Schweitzera. Co się z nimi stało, nie wiem.”

Czesław

Jeszcze raz pytam. Czy stary, schorowany, inwalida i były więzień podobozu Wolfsberg, byłby w stanie wymyślić taką historię?

Nie udało mi się znaleźć informacji na temat

“Byłem w strachu, bo nawiązałem kontakt z swoją ciocią Rosą Brunk w Berlinie Charlottenburg, Barbaresstrase, która miała nawiązać kontakt z Vogelsank, dalszym krewnym, który był dyrektorem jakiegoś koncernu w Wuppertal, a która miała również mieć i inne zadania (była członkiem polskich stowarzyszeń katolickich – chyba tajnych, tego nie wiem). Weiss swoimi drogami nawiązał z nią kontakt. Samemu mi się to opłaciło, bo otrzymałem dwie paczki żywnościowe – jedną od Tante Brunk z Berlina, a drugą od babci z Bydgoszczy. Trzecia od Thiessea zaginęła po drodze. Potem kontakt się urwał i już do tych spraw na szczeblu rodzinnym nie wracałem. Zapewne byli na mnie wściekli, że ich wmieszałem do tak wariackiej sprawy. To na marginesie moich wspomnień. Zapewne działalność ta nigdy się nie ujawniła i stała się tajemnicą człowieka, który ją wziął do grobu. Tutaj uśmiecham się sam do siebie, bo zdaję sobie sprawę, że tymi, niby sensacyjkami podważam wiarygodność wszystkiego, co do Was piszę.”

Czesław

Co widziałem.

Fot 6. Hamowanie drągiem lory obóz RAD 57
Fot 6. Hamowanie drągiem lory obóz RAD 57

“Co widziałem. Mnóstwo wejść do sztolni, przy drogach prowadzących poziomo wzdłuż stoku pasma górskiego, na kilku poziomach. Urobek kamienia wywożono lorami z podziemi, lorami, które poruszały się na szynach wąskotorowych i wysypywano na końcu pasma – przedłużając wysypiskiem poziomą drogę. Drogi były wykute w kamieniach, ale osypywał się na nie grunt z poszycia leśnego stoku, tak że w porze jesiennej czyniły wrażenie drug gruntowych, które wzmacniano, aby były przejezdne drobnym kamieniem. Wykuwane korytarze biegły lekko pod górę, tak, że lory z kamieniem toczyły się same w dół i nabrały niebezpiecznej szybkości, gdyby nie hamulcowi przy każdej lorze, którą stanowili młodzi żydowscy chłopcy w wieku 13-16 lat. Przy wielu lorach były zepsute urządzenia hamulcowe, względnie w ogóle ich nie było, tak że chłopcy hamowali za pomocą drewnianych drągów osadzonych między kołami i podwoziem. Lory były wywrotkami. Na porządku dziennym było kilka wykolejeń i jakże często chłopcy ci ginęli pod zwałami kamieni, miażdżeni przez następne wykolejające się lory. Ciężko ranni chłopcy w tych wypadkach zostali likwidowani. Była to najlżejsza praca, ale tez najbardziej niebezpieczna. Mogę o tym coś powiedzieć, bo przez pewien czas też byłem hamulcowym lory. W podziemie ciągnęły puste lory lokomotywy.”

Czesław

Czesław pisze o cyt. Mnóstwo wejść do sztolni, przy drogach prowadzonych poziomo wzdłuż stoku pasma górskiego, na kilku poziomach. Potwierdza tym samych to o czym mówił Tadeusz Moderski “Tadeusz Moderski 3 poziomy podziemi Riese

Na zdjęciu (Fot 6) widać hamowanie lory drągiem drewnianym przy stanowisku wysypywania urobku. Identycznie odbywało się to na Włodarzu, tak jak opisuje to Czesław. To, ze wykonywali tą czynność młodzi chłopcy i przy tym ginęli, potwierdzają inni więźniowie w swoich zeznaniach.

Czesław o pracy w sztolniach i podziemnych halach.

Fot 7. Kompresory powietrza Junastal fot. Buchenwald
Fot 7. Kompresory powietrza Junastal fot. Buchenwald

“W pobliżu wejść do podziemnych korytarzy, przy wspomnianych drogach stały na wolnym powietrzu, kryte tylko daszkami i w cieniu drzew, potężne kompresory tłoczące powietrze do sztolni. Od nich wzdłuż podziemnych korytarzy, czasami na ziemi, czasami podwieszone, ciągnęły się grube rury. Hałas był okropny. Mimo, że były urządzenia ssące i tłoczące powietrze, widoczny w świetle lamp kamienny pył wdzierał się do płuc i wywoływał paroksyzmy kaszlu. Niektóre podziemne korytarze były obudowane, niektóre stały się betonowymi chodnikami, inne były korytarzami z litego kamienia. Były ogromne hale. Z głównych korytarzy wychodziły boczne.”

Czesław

Czy widzieliście gdzieś w podziemiach Włodarza, cyt. “ogromne hale” lub “wykute w skale ogromne niczym świątynie hale”? Na jakiem poziomie podziemi i gdzie pracował Czesław?

“Często u sufitu korytarza wywiercano otwory, skąd prowadziły nowe korytarze, do których jedynym dostępem była drabina. Znam z autopsji dwa przypadki, kiedy wykute w skale ogromne niczym świątynie hale zawalały się grzebiąc tysiące ludzi nie tylko więźniów, ale i niemieckiego nadzoru.”

Czesław
Fot 8. Hala Osówka
Fot 8. Hala Osówka

Czy Czesław widział na Włodarzu hale jak na Osówce?

“Praca na przodku. Trzeba było ogromnymi świdrami, przy pomocy młotów pneumatycznych, pod nadzorem włoskich strzelniczych wyborować od kilku do kilkunastu otworów. Ładunki umieszczali Włosi. Po wybuchach następowała przerwa, po której wchodzili ładowacze, aby urobek załadować na lory. Nie widziałem nigdzie taśmociągów. Ładowacze na przodkach najpierw długimi tykami stukali w sklepienie, aby postrącać tkwiące tam jeszcze pół luzem kamieniska. Jakże jednak często nie tylko ogromne głazy ale cały wyrąbany wybuchem przodek zawalał ładowaczy. Jak ładowało się kamienie na lory. Największe rozbijało się kilofami. Ale ostrze odbijało się od kamienia. Wtedy wbijaliśmy młotami kliny metalowe, aby kamień rozłupać. Szczęście jak się odłupał większy kęs. Najczęściej jednak mniejszy, do głębokości wbitego klinem otworu. Większe kęsy kamienia ładowało się rękami. Często w kilku brało się jeden głaz. Lora była tak wysoka! Potem mniejsze kawały. Na końcu łopatami i widłami drobnicę. Człowiek wychodził jak pijany. Nie tylko na pasiakach, na całym ciele kamienny pył i drobniuśki żwir. W uszach.. W ustach. W nosie. Na plecach i w pachwinie tworzył rozległe zapalenia. Przy drążeniu otworów świdrami całe ciało wibrowało. To wibrowanie odczuwało się jeszcze kilka godzin po pracy. Ale za pracę w podziemiu otrzymywało się raz w tygodniu schwerstarbeiterzulage w postaci kawałka boczku lub wędzonej słoniny. W 1945 roku już tylko kawałek wędzonej koniny. Wielu nie wytrzymywało tej katorgi. Codziennie, w każdej kolumnie więźniów wracających z pracy, niesiono jednego lub więcej, na skleconych z gałęzi i żerdzi, który był raniony podczas pracy, zasłabł zupełnie lub już nie żył. Przy wejściu do obozu Mützen ab, i przybijanie drewniakami.”

Czesław
Fot 9. Wartownia przy wejściu do obozu zdj. przykładowe
Fot 9. Wartownia przy wejściu do obozu zdj. przykładowe

“Szlaban otwierał śliczny żydowski chłopiec, w czyściutkich pasiakach. Obok szlabanu wartownia, a w niej roześmiani, lub groźnymi minami , młodzi SS-mani. Wypasieni, rumiani. Wylewali z swoich menażek nadmiar jedzenia do stojącego u stóp baraku administracyjnego korytka, do którego pchali się przepędzani przez kapo kijami zgłodniali więźniowie. Niemieccy oprawcy śmiali się, że to gorzej jak świnie, a nie ludzie. I rzeczywiście, wśród nas ginął ślad człowieczeństwa. Co ładniejsze, żydowskie dzieciaki za ogromne szczęście poczytywali sobie bycie kochankiem któregoś z funkcjonariuszy obozowych., bywało, że i personelu niemieckiego, ale ci ostatni robili to skrycie, bo ujawnienie takiej zabawy z młodocianym Żydem, mogło ich drogo kosztować.”

Czesław

Na zdjęciu (Fot 9) centralnie typowa wartownia nad bramą wejściową.

Obóz Włodarz (Wolfsberg) według opisu Czesława.

Fot 10. Obozy na Włodarzu
Fot 10. Obozy na Włodarzu

Na zdjęciu (Fot 10) widzimy główny obóz na Włodarzu w którym przebywał Czesław. Zaznaczony jako 1.

“Na od wejściowej bramy, obok wartowni, wzdłuż placu apelowego wznosił się szereg baraków administracyjnych. Po drugiej stronie placu w głąb stały rzędami baraki więźniów. Z boku latryna, to jest dół kloaczny, zadaszony, ale bez ściany, wzdłuż którego biegła belka. Na tej belce się siadało. Dalej blaszane koryto z kurkami wzdłuż rury wodociągowej, w braku który był umywalnią, a w drugiej części pomieszczeniem z natryskami. Były tam jeszcze takie kotły, do których wkładało się obozową odzież i koce do parowej kąpieli. Wracała śmierdząca lizolem, miejscami często popalona, że sypała się w rękach. Naprawdę nie pamiętam, kiedy to większość roześmianej młodzieży SS zastąpili w mundurach Volkssturm, ale z oznakami SS starsi mężczyźni i inwalidzi wojenni. Niektórzy byli jeszcze gorsi od tych młodych, których zastąpili. Ale większość była wystraszona, a byli i tacy, którzy usprawiedliwiali się wobec więźniów, że ich do tej służby zmuszono pod karą śmierci. Ci młodzi poszli na front.”

Czesław

Na zdjęciu (Fot 10) widzimy drugi mniejszy podobóz w którym mieszkali cyt. “sami młodzi chłopcy żydowscy”. Zaznaczony jako 2.

“Obóz stał kilkadziesiąt, może kilkaset metrów od drogi, która łączyła się z szosą prowadząca do Hausdorfu i odnogą drogi wiodącej do miasteczka Wüstewaltersdorfu, z której to bocznej drogi widoczny był mały podobóz, mniejszy od naszego, w którym przebywali w większości sami bardzo młodzi chłopcy żydowscy. Kiedy wieźliśmy żwir z kopalni piasku, spotkaliśmy ich na drodze, którą wykuwali kilofami w litej skale. O ile sobie przypominam, gdzieś w kierunku Świdnicy. Innym razem zobaczyłem obóz, chyba większy od naszego w Wüstegiersdorfie.”

Czesław

Ci młodzi chłopcy budowali drogę patrząc dzisiaj od krzyżówki na Włodarz, wokół Wzgórza Wawel, dalej obok cmentarza do Walimia. Odcinek od krzyżówki do szczytu.

Fot 11. Die ukrainische Wachmannschaft des Torfwerkes, Juni 1943 Einsatzstab Reichsleiter Rosenberg für die besetzten Gebiete - Hauptarbeitsgruppe Ostland Film: 90/32
Fot 11. Die ukrainische Wachmannschaft des Torfwerkes, Juni 1943 Einsatzstab Reichsleiter Rosenberg für die besetzten Gebiete - Hauptarbeitsgruppe Ostland Film: 90/32

“W Wüstewaltersdorfie była końcowa stacja kolei elektrycznej chyba do Wałbrzycha. Końcowy odcinek linii kolejowej szedł wysoko nad miejscowością. Niedaleko od stacji były spore budynki magazynowe. Pamiętam tylko jak przez mgłę. Od tego miasteczka do naszego obozu było chyba z pół godziny szybkiego marszu. SS-mani przed swoim zniknięciem z terenu obozu (młodzi pozostali tylko nieliczni), pili na umór. Słyszałem, jak mówili do OT-manów, że wojnę Hitler wygra, i to szybko. Już nie długo użyta będzie wunderwaffe. Przeżyją tylko ci, którzy w zasięgu jej działania będą w lesie, albo wysoko w górach. Że żaden schron nie uchroni przed śmiercią. Coraz częściej w pobliżu obozu pokazywali się ukraińscy SS-mani. Ponoć stacjonowali w Wałbrzychu. Rozjechali się po obozach tak zwanych czarnych ukraińców, których używano do tych samych prac, co nas więźniów. Tylko ponoć warunki bytowe mieli lepsze, lepsze pożywienie i większą swobodę w poruszaniu się po i tak ograniczonym terenie. Bo wszędzie spotykało się tabliczki z napisami Geheim Gebit. Z treści tych tabliczek wynikało, że wejście na ten teren dozwolone jest tylko za specjalnymi przepustkami, a przekroczenie tych przepisów karane być może nawet najwyższym wymiarem kary. Każdą tabliczkę zdobiła czarna trupia główka. Odwiedzających osiadłych mieszkańców tego terenu, nawet bliższych krewnych, tez obowiązywała posiadanie przepustki, pozwolenia.”

Czesław

“SS-mani pokazywali zbocza gór, jeżeli się stało w kierunku zachodnim, to na prawo w głębi i mówili, że za tymi górami jest Waldenburg, a w nim potężny zamek w którym się mieści ich komenda. Mówili, że do zamku tego od naszych sztolni prowadzi betonowy tunel, po którym jeździ kolejka z osobowymi wagonikami, którą ich szefowie przyjeżdżają na lustrację robót. Wydawało się to nam mało prawdopodobne, bo wskazane zbocza górskie wizualnie były dość daleko, a SS-mani mówili, że do Wałbrzycha tylko drogami i koleją dość daleko, a tunelem zaledwie kilkanaście kilometrów.”

Czesław

Czy wy to widzicie?

Czesław pisze o kolei podziemnej pomiędzy Riese a Książem. Cyt.”kolejka z osobowymi wagonikami”. Czyżby to miało być metro?

I tu następna ciekawostka.

Fot 12. Oficerowie i żołnierze GFP
Fot 12. Oficerowie i żołnierze GFP

“Nasunęły mi się pewne skojarzenia. W latach 1943 – lipiec 1944, do momentu atentantu na Hitlera, w dniu 20 lipca, byłem więźniem obozu karnego pracy Arbeitsstraflager k. jeziora Mausec, w pobliżu Rastenburga. Głónej kwatery Hitlera również pilnowali rośli, dobrze zbudowani członkowie SS, którzy jednak na epoletach mieli trzy litery GFP – czyli Geheim Feld Polizei. Pamietam, że po zamachu na Hitlera, w krótkim czasie zastąpili Falschirmjäger i wojska Luftwaffe. Tych SS GFP prowadzono wtedy rozbrojonych, a ich strażnikami byli niemieccy spadochroniarze. Opuszczając obóz mijaliśmy ogromną kolumnę czołgów i innych wozów bojowych, które stały bez obsady, a pilnowali je również żołnierze wojsk lotniczych. Dopiero po kilku dniach patrole lotników zastąpiła znów Feldżandarmeria (piszę fonetycznie) i oraz SS. Naszego obozu pilnowali normalni SS-mani. Ale wszędzie pełno było wyższych rangą SS-manów z literkami GFP.”

Czesław

Czym było GFP – Geheim Feld Polizei

Do zadań GFP należało przeciwdziałanie obcemu szpiegostwu w niemieckich siłach zbrojnych, zapobieganie sabotażom, wrogiej propagandzie, ochrona kontrwywiadowcza sztabów i wyższej kadry oficerskiej, kontrola wojskowej korespondencji oraz łączności pocztowej, telegraficznej i telefonicznej, wykonywanie wszelkich działań związanych z bezpieczeństwem wojsk na okupowanych terenach (ochrona linii komunikacyjnych i instalacji militarnych, zwalczanie partyzantki). Funkcjonariusze prowadzili przesłuchania schwytanych członków ruchu oporu, partyzantów i obcych szpiegów, a także jeńców wojennych, nierzadko stosując tortury. Ochraniali wysokich oficerów sił zbrojnych. Mieli nieograniczony w zasadzie dostęp do wszelkich obiektów militarnych i zamkniętych stref wojskowych. Wykonując obowiązki służbowe mieli prawo wstępu do wszystkich obiektów państwowych.

Chronili Kwatery Hitlera oraz wysokich rangą dygnitarzy III Rzeszy.

Co było tak ważnego na Włodarzu, że ochraniali ten obiekt? Przecież według “znawców tematu i specjalistów od archiwów” – nic tu nie było. A jeżeli już to budowano jakąś fabrykę części samolotowych. I na raz zeznanie o Służbach Specjalnych ochraniających obiekt.

Fot 13. Jezioro Moysee koło Gierłoży
Fot 13. Jezioro Moysee koło Gierłoży

Czesław pisze, cyt.”W latach 1943 – lipiec 1944, do momentu atentantu na Hitlera, w dniu 20 lipca, byłem więźniem obozu karnego pracy Arbeitsstraflager k. jeziora Mausec, w pobliżu Rastenburga. Głównej kwatery Hitlera również pilnowali rośli, dobrze zbudowani członkowie SS, którzy jednak na epoletach mieli trzy litery GFP – czyli Geheim Feld Polizei”

Zapisał fonetycznie nazwę jeziora. Oryginalna nazwa to – Moysee. I jest to jezioro koło kwatery w Gierłożu. Gierłoż nazywał się wtedy Görlitz w powiecie Rastenburg. Mógł myśleć lub pamiętać po tylu latach informację, gdyby ją usłyszał od kogoś innego o nazwie jeziora i dużego miasta obok? Wątpię. Tak więc pisze prawdę.

Likwidacja obozu.

“Jestem obecnie inwalidą poważnie zagrożonym niewydolnością krążenia. Audycja wróciła dawne, straszne wspomnienia. To były te góry, te podziemia, tylko nie było w niej o ludziach. Pracowali tam Włosi, Niemcy, z których wielu mieszka w NRD. Byli w organization Todt, byli projektantami robót i wykonawcami. Niemożliwe, że nikt nie znał przeznaczenia tego potężnego przedsięwzięcia budowlanego. Drezno było siedzibą wielu firm budowlanych tam zatrudnionych. Likwidacja obozu zaczęła się w lutym 1945 roku. Najpierw wywożono osoby starsze i schorowane. Potem dzieci. Ładowano na samochody ciężarowe, kryte plandekami. Zdrowych i młodszych codziennie wywożono za Świdnicę, do Frankensteinu, Nysy, nawet, gdzie zatrudniano przy budowie rowów przeciwczołgowych i przydrożnych panzerspere. Potem wywożono z Drezno. W maju 1945 roku, kiedy byłem w Wałbrzychu, a miasto było jeszcze administrowane przez niemiecki magistrat pod kontrolą radzieckiej wojennej komendy miasta, spotkałem grupę Żydów, którzy mnie poznali i siłą wciągnęli do jednego z mieszkań, gdzie tak serdecznie ugościli, ze kompletnie pijanego wyekspediowali do Krakowa (radzieckim transportem wojskowym). Opowiadali, że wielu z nich przeżyło, ale zastanawiają się czy wrócić na Węgry, gdzie jak słyszeli, jest władza radziecka, czy też repatriować się na Zachód. Więc wbrew sugestiom audycji, wielu przeżyło. W Organisation Todt, zatrudnionych w Górach Sowich było wielu Ślązaków świetnie mówiących po polsku, siłą wcielonych do tej organizacji. Mogą więcej powiedzieć ode mnie.”

Czesław

Nie jest więc prawdą, że wszystkich więźniów popędzono w marszach śmierci, a tych co zostali zabito na miejscu. Czesław pisze o transportach ciężarówkami i to pod plandekami. Czyli Niemcom zależało na przeżyciu tych pracowników.

Rosjanie po 8 maja 1945 na Dolnym Śląsku.

“Piszę tylko gwoli ścisłości, że byłem tam i przeżyłem. Szukacie Państwo świadków Niestety, jako zwykły więzień kz, prawie nic nie mogę dodać o czym byście sami nie wiedzieli. Od tamtych czasów minęło już więcej jak 40 lat. Silę swoją pamięć, aby coś więcej dopowiedzieć, co rzuciłoby większe światło na odkrycie przedstawionych w audycji telewizyjnej tajemnic. Na próżno. Uciekłem stamtąd już po wysadzeniu wejść do sztolni, dokąd wciągano przedtem wagony, lory pełne sprzętu oraz skrzynie, których zawartości nie znałem. Potem przemierzałem Sudety z grupą uciekinierów z radzieckich obozów jenieckich. Zmieniliśmy się w partyzantów. Nasz szlak biegł przez Trautenau, Marschdorf, Friedland, potem powrót pod strażą wojsk radzieckich do Lwówka Śl, skąd ciężarówkami przewieziono nas do Bolesławca. Tam całe dzielnice odseparowane były siatką i drutem kolczastym, gdzie przed powrotem do kraju zamieszkali obywatele radzieccy, jeńcy, zesłani na przymusowe roboty do Niemiec, więźniowie obozów koncentracyjnych. Mnie jako Polaka po przesłuchaniu i konfrontacji z towarzyszami z którymi walczyłem, zatrudniono najpierw w komendzie miasta jako pracownika do spraw polskich, a potem przekazano do dyspozycji Grupy Operacyjnej Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, do dyspozycji kierownika tej Grupy, Pełnomocnika Rządu Michała Czarnoty Bojarskiego i I Sekretarza PPR tow. Kwapienia. I to byłoby na tyle. Mogę tylko wyrazić ubolewanie, że tak mało wiem. Łączę wyrazy szacunku.”

Czesław

Czesław pisze o zarządzaniu miastem Wałbrzych przez niemiecki magistrat pod kontrolą Armii Radzieckiej. Co potwierdza, że pisze prawdę, bo tak w istocie było.

Potem mówi, że wędrował w tym terenie z grupą jeńców radzieckich jak partyzanci. Tym samym potwierdza, to co naprawdę się tu działo.

Następnie pisze o obozie infiltracyjnym dla obywateli radzieckich w Bolesławcu. Wiemy, że były takie obozy, gdzie sprawdzano “lojalność”, “dezerterów” i “współpracę z wrogiem”. Nie wszyscy obywatele radzieccy wrócili do ojczyzny. Część z nich została tu. Jednak nie jako żywi.

© Licencja na publikację
© Wszystkie prawa zastrzeżone

5 1 oceń
Ocena
Tomasz Jurek

Jestem pasjonatem historii i eksploratorem. Od wielu lat, poznaję i staram się wyjaśnić - tajemnice Dolnego Ślaska. Przyszedł czas, aby udostępnić tę wiedzę innym.

  • 1
Subskrybuję i wyrażam zgodę na pobranie moich danych - adres e-mail
Powiadom o
guest

6 Komentarze
najstarszy
najnowszy
Odpowiedzi zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
Marcin
Marcin
2 września 2023 23:20

Jestem pod wrażeniem historii. Pana dociekliwości oraz dobrej roboty dziennikarskiej.

Ulli
Ulli
3 września 2023 09:28

Bardzo fajnie artykul. Gratulacje.

Andrzej
Andrzej
5 września 2023 00:26

mega!!!

6
0
Co myślisz? Proszę o komentarz.x