Rozmowy z Edwardem
Podziel się
Spotkałem kiedyś wspaniałego człowieka – Edwarda Zbierańskiego.
Miałem niesamowitą przyjemność spotkać na swojej drodze niesamowitego człowieka Edwarda Zbierańskiego. Zadzwonił do mnie kiedyś mój dobry kolega Andrzej Boczek i zapytał, czy chce poznać człowieka, który jako chłopiec mieszkał podczas wojny w Lubiechowie koło Wałbrzycha. Oczywiście nawet się nie zastanawiałem i moja odpowiedź brzmiała – tak.
Nie miałem wtedy świadomości jaką skarbnicą doświadczeń życiowych z tych okolic jest Edward i jak jest dobrym i uczuciowym człowiekiem. Andrzej umówił moją wizytę i rozmowę u Edwarda w domu.
I się zaczęło.
Spotkaliśmy się z Edwardem w jego mieszkaniu w Piławie Górnej. Skromne, ale schludne i czyste mieszkanie starszego małżeństwa. Uśmiechnięty starszy pan siedział po drugiej stronie stołu. Miał wtedy 83 lata.
I Edward zaczął opowiadać.
Urodził się 30 kwietnia 1931 roku w Szczekocinach. Nie pamiętam za co, ale za jakieś wykroczenie ojciec Edwarda dostał alternatywę, obóz lub roboty przymusowe i to cała rodzina. Wybiera roboty przymusowe. Zgłaszają się do punktu zbiorczego w Częstochowie. Jest to plac z barakami ogrodzony wysokim płotem. Spisywanie dokumentów i po kilku dniach, pociągiem wyjeżdżają na zachód. Wysadzają ich w Breslau. Tu przedstawiciele firm, Arbeitsamtów i bauerzy wybierają sobie niewolników. Rodzina Edwarda trafia do dwóch gospodarstw rolnych w Friedland (Mieroszów). Ojciec z Edwardem do jednego, a matka z siostrą do innego. Rodzice nie chcą zgodzić się na rozłąkę. Ojciec Edwarda mocno to przeżywa. Obecny na miejscu inny robotnik przymusowy z Górnego Śląska, proponuje mu, aby następnego dnia pojechał z nim do Arbeitsamtu (Urzędu Pracy) w Waldenburgu, to może coś załatwią.
Jadą razem do Wałbrzycha. I udaje im się załatwić inne miejsce pracy i pobytu dla całej rodziny. Tym miejscem jest folwark Niederhof w Liebichau (Lubiechowie) koło Wałbrzycha. W folwarku tym była hodowla trzody chlewnej.
Okazuje się, że nie nie wszyscy ludzie byli tacy źli. Któryś z niemieckich urzędników zrozumiał ojca Edwarda. Ale o tych “tutejszych” ludziach będzie dalej.
Życie codzienne w Liebichau.
Dalej Edward opowiadał o swoim codziennym życiu w Liebichau (Lubiechowie). Rodzice i siostra pracowali w folwarku. On także miał swoje zajęcia, ale zaczął chodzić do szkoły. W tej szkole i w Lubiechowie zaprzyjaźnili się z nim miejscowi niemieccy chłopcy. Swoim charakterem potrafił zdobyć ich zaufanie. Razem się bawią, chodzą lub jeżdżą tramwajem do Waldenburga (o czym za moment) buszują po okolicy i lasach.
Edward opowiada, że w Lubiechowie było tylko kilku zagorzałych nazistów. Reszta to byli normalni ludzie. Młodzi chłopcy w większości należeli do Hitlerjugend. Kilku z jego przyjaciół także. Nie przeszkadzało im, że Edward był polskim robotnikiem przymusowym. Zabierali go w swoje “tajne” miejsca. Opowiada, że schodzili do jaskini po uciętych gałęziach pnia do niej wstawionego. Jaskinia miała dużą komorę. Na ścianach były poroża, indiańskie pióropusze i totemy (moja uwaga – fascynacja książkami Karola Maya).
Jak mocne były te przyjaźnie?
Rodziców Edwarda i jego siostrę, wezwano do Waldenburga w celu podpisania volkslisty. Wszyscy odmówili. Następnie wezwali Edwarda. Mówił, że maglowali go ostro. Odmówił. Urzędnik go zbeształ od polskich świń, zabrał mu buty (trzewiki), bo polska świnia ma chodzić w drewniakach i kazał nosić naszywkę P, bo jak nie to zobaczy. Następnie powiedział mu, że od jutra nie wolno mu chodzić do szkoły. Szkoła jest dla Niemców.
I tu u 83 letni Edward zaczyna przy mnie płakać jak dziecko. Tak mocno wryło mu się tamto wydarzenie. Nie bolało go poniżenie i to, że do domu wracał boso, lecz nie możność chodzenia do szkoły.
Gdy jego niemieccy koledzy się o tym dowiedzieli, jeden z nich podarował mu swoje buty. Przyjaźnie zostały.
Wyprawy po za Lubiechów.
Edward opowiadał o swoich wyprawach po za Lubiechów. Choćby do Waldenburga. Okazuje się, że jeździł tramwajem z Niedersalzbrunn (Szczawienka) do śródmieścia Waldenburga (Wałbrzycha).
Był kilka razy na meczach na stadionie w Neustadt (Nowym Mieście). Mówił, że były tam festyny Hitlerjugend, ale to go nie interesowało. Chodził po rynku i śródmieściu. Był kilka razy z kolegami na filmach w kinie Capitol (GDK). Jedna taka wyprawa utkwiła mu mocno w pamięci. Wyświetlano film Heimkehr w którym przedstawiono, że to Polacy gnębili Niemców i dlatego Niemcy najechały Polskę. O tym filmie miałem kiedyś wykład w Fili nr 7 Biblioteki pod Atlantami. Scenariusz do niego napisał Gerhard Menzel z Waldenburga. Myślę, że zrobię o nim oddzielny wpis. Ale wracając do Edwarda. Po tym filmie koledzy się na niego obrazili, taka była moc przekazu i propagandy. Dopiero po dłuższym czasie wróciły stare przyjaźnie.
Transport skrzydeł.
Ciekawą rzecz zauważył Edward na obecnej ul. Wrocławskiej na wysokości salonu Skody. Wcześniej był tam zakład Kurta Fiebiga. Produkowano tam specjalne platformy transportowe do przewozu bardzo ciężkich ładunków, jak wagony kolejowe, lokomotywki, transformatory wysokiego napięcia.
Edward mówił, że widział kilka razy taką przyczepę – ciągniętą przez ciągnik, która była bardzo nisko nad drogą, a na niej na specjalnych stojakach były ułożone na sztorc skrzydła do samolotów. Zestawy te jechały na stację kolejową Szczawienko.
Lotnicy angielscy.
Inna zapamiętana przez Edwarda historia.
Na wysokości obecnego marketu OBI, maszeruje ulicą Wrocławską, kolumna jeńców lotników angielskich z obozu przy ul. Wrocławskiej (dawniej Komisariat nr 1). Idą radośni, ze śpiewem na ustach i piłką, na dawne boisko Czarnych.
Na chodniku stoją młode niemieckie kobiety. Machają im rękoma. Potem podnoszą do góry spódnice. Pod spodem nie mają bielizny. Anglicy rzucają im czekolady. Jeńcy angielscy dostawali paczki z Czerwonego Krzyża.
Co było dalej?
Ten wpis to tylko część z rozmów. odbyłem ich kilka. Ta w mieszkaniu Edwarda trwała dwie godziny. Jeździliśmy z Andrzejem Boczkiem, zabierając Edwarda w istotne miejsca o których opowiadał. A było o jednostkach wojskowych, dziwnych strzeżonych miejscach, tunelach,…
Ale o tym w następnym wpisie.
© Licencja na publikację
© Wszystkie prawa zastrzeżone
Bardzo fajny materiał, wspomnienia takich ludzi są bardzo ciekawe . Nieraz zaprzeczają temu czego uczono nas w szkołach na lekcjach historii . Czekam na ciąg dalszy.
Dziękuję. Właśnie po to, to publikuję.
Czekam na nestepną rozmowę
Będzie. Postaram się na 29.10.2022
Z ogromnym smutkiem czyta się takie wspomnienia. I przeraża świadomość, że historia kołem się toczy, a człowiek od wieków nie jest w stanie wyzwolić się z tej matni.
Przykro mi, że pani tak to odbiera. Edward był bardzo pogodnym radosnym człowiekiem. Opowiadał o wspomnieniach czasów wojny swobodnie – można by rzec na luzie, oprócz dwóch epizodów – wyrzucenia ze szkoły i gniewu niemieckich kolegów po filmie Heimkehr. Tak go zapamiętałem. Może dlatego, że był wtedy dzieckiem i nie miał świadomości wszystkich jej okrucieństw.